Gazem na Bliźnicę!


Cały poprzedni dzień spędziliśmy w podróży do miejscowości Jabłonica. Mimo tego, że w linii prostej odległość między Richką, w której spędziliśmy poprzednie noce a teraźniejszym miejscem noclegowym wynosi mniej więcej 90 km, to trasa którą można przejechać samochodem jest ponad dwa razy dłuższa, a jej pokonanie zajmuje około 5 godzin. Tak, 230 km w 5 godzin – ukraińskie drogi niestety nie rozpieszczają.

Cel na dzisiaj to Bliźnica (1881 m n.p.m.), czyli najwyższy szczyt pasma Świdowiec w Beskidach Połonińskich. Aby się tam jak najszybciej dostać i zrobić to w jeden dzień dowiedzieliśmy się o możliwości tzw. transferu „gazikiem” z miasta, do najwyżej położonego na Ukrainie ośrodka narciarskiego o nazwie Dragobrat (od 1350 m do 1700 m n.p.m.) co stanowi najłatwiejszą opcję dojścia na szczyt, jeśli wystartujemy właśnie z tego punktu. Mamy do pokonania aż 9 km złej jakości drogi z miasta pod ośrodek, więc jeśli nie posiadamy auta typowo terenowego to wybór takiego środka transportu jest jak najbardziej trafiony. Nasz samochód zostawiamy na parkingu przy łuku drogi między miejscowościami Lazeshchyna a Jasina, gdzie też znajduje się postój wspomnianych wyżej gazików i terenówek. Łapiemy jednego z wolnych kierowców i ruszamy w drogę. Od razu rozumiemy dlaczego był to najlepszy wybór – droga, jak i samo jej odnalezienie byłoby nie lada wyzwaniem. Mniej więcej w połowie trasy do Dragobratu kierowca zatrzymuje się i pyta czy chcemy zrobić sobie zdjęcie w malowniczym miejscu z płynącym obok strumykiem. Zauważamy, że wszyscy właśnie tam się zatrzymują więc i my robimy to samo, a po cyknięciu paru ujęć z powrotem wsiadamy do terenówki i dalej pniemy się w górę wśród drzew, przejeżdżając nad pokaźnymi przepaściami.

Prędkość jaką kierowca oferuje w takich warunkach trochę mrozi nam krew w żyłach, ale ostatecznie dojeżdżamy na miejsce cali i zdrowi. Od razu kierujemy się do dolnej stacji wyciągu krzesełkowego na wysokości 1200 m n.p.m., kupujemy bilety (na razie tylko w jedną stronę) i wsiadamy.

W stosunkowo krótkim czasie dostajemy się na wysokość 1550 m n.p.m. gdzie mamy do wyboru dwie opcje – idąc w prawo, na północ, pierwszym szczytem na naszej drodze byłby Stoh (1707 m n.p.m.), na który planowaliśmy dzisiaj wejść, ale plany trochę się pozmieniały, więc wybieramy opcję numer 2, czyli szlak prowadzący prosto na górę Żandarm (1763 m n.p.m.). Pokonujemy 200 metrów dość stromego przewyższenia i jesteśmy na miejscu. Widoki już tutaj zapierają dech w piersi, poniżej widzimy małe jeziorka, kilku turystów wyglądających jak mrówki, a w oddali wysokie szczyty pasma Czarnohory.

Po krótkim odpoczynku na charakterystycznym szczycie Żandarmu ruszamy w kierunku Bliźnicy natrafiając na ogromne stado owiec z pasterzem i psem, co sprawia, że krajobraz już i tak niesamowity, nabiera dodatkowo dzikiego klimatu.

Po około 45 minutach marszu zdobywamy nasz dzisiejszy cel Bliźnicę, na którego wierzchołku znajduje się dosłownie garstka osób.

Robimy zdjęcia, siadamy trochę niżej i zachwycamy się widokami jakie dzisiaj zafundowała nam piękna pogoda. Patrząc na południowy wschód od Bliźnicy możemy zauważyć najwyższy szczyt całej Ukrainy – Howerlę, należącą do pasma Czarnohory, która stanowi nasz cel na kolejny dzień.

Nie do końca wiedząc co robić, bo dzień jeszcze młody, a do kolejki doszlibyśmy w godzinę, postanawiamy pójść grzbietami połoniny w kierunku miejscowości Kwasy, a to jak wrócimy do samochodu… to jeszcze się okaże :). Drogowskaz wskazuje kierunek i daje do zrozumienia, że przed nami 10 km drogi, tak więc pakujemy manatki i czerwonym szlakiem ruszamy dalej przed siebie. Zaliczamy kolejne szczyty, te mniejsze i większe, chłoniemy w ciszy piękne widoki, niekończące się góry i całą, prawie nienaruszoną przez człowieka przyrodę. Karpaty ukraińskie kojarzą nam się polskimi Bieszczadami, lecz w bardzo dużym powiększeniu. Jest początek września, ale nie ma tutaj tłumów tak jak na polskich szlakach, przez całą drogę mijamy może kilka osób.

Mijamy też znak, którego wysokość sprawia, że można się o niego dosłownie potknąć.

A, no i konie, które bez żadnego nadzoru (a przynajmniej nie widzimy) pasą się na zboczu góry.  Widok na pewno niecodzienny.

Ostatni rzut oka na Bliźnicę.

Schodząc, przechodzimy koło niewielkich zabudowań wyglądających jak domki pasterskie. Znajdziemy tutaj też krzyż, ale również źródełko, z którego ponoć można się bezpiecznie napić (my nie próbowaliśmy).

Kiedy docieramy do miejscowości Kwasy, okazuje się (co wcześniej baliśmy się sprawdzić), że nasz samochód jest oddalony od nas o 14 km. Biorąc pod uwagę nasze zmęczenie, godzinę 18 i fakt zbliżającego się zachodu słońca postanawiamy co sił w nogach iść w kierunku auta, ale też po drodze łapać stopa. Nie wiemy czego się spodziewać, nie wiemy jak tutaj działa autostop, ale nie poddajemy się i cierpliwie czekamy. Co jakiś czas zatrzymują się przy nas samochody, ale kierowcy każdego z nich wymagają zapłaty za podwózkę, a my przygotowani na to nie jesteśmy. Po 15 minutach w końcu się udaje i okazuje się, że Pan który się przy nas zatrzymuje jedzie przez Jasinę i bez problemu może nas tam podrzucić za darmo. Zadowoleni z transportu szybko pakujemy się do jego auta i ruszamy w drogę. Udaje nam się nawet porozmawiać z naszym wybawicielem, trochę po polsku, trochę po rosyjsku, zresztą jak ktoś chce to zawsze znajdzie sposób żeby się dogadać. Mija kilkanaście minut i już jesteśmy w znanej nam miejscowości, dziękujemy za darmowy transport i idziemy do samochodu kończąc naszą dzisiejszą, pełną niespodzianek i zachwytów podróż przez Świdowiec.

 

Kącik praktyka:

 

  • Za transport z miasta do Dragobratu trzeba zapłacić ok. 300 UAH za cały samochód, bez względu na ilość osób (ok 40zł). Płatność wyłącznie gotówką
  • Wjazd kolejką krzesełkową pod Żandarm to 50 UAH na osobę (ok. 7zł). Płatność wyłącznie gotówką

 

 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *