Wyczerpujące spotkanie ze Stohem


Budzimy się pod schroniskiem we Vratnej. Nasz plan na dziś, to zdobyć niepozornie wyglądający szczyt Stoh, o wysokości 1602m n.p.m. znajdujący sie w paśmie Mała Fatra. Jemy szybkie śniadanie, szykujemy prowiant, pakujemy plecaki i wyruszamy w drogę. Interesuje nas żółty szlak, który prowadzi w kierunku Chaty na Gruni. Praktycznie cały ten odcinek, od parkingu aż do schroniska biegnie przez las. Droga jest łatwa, mijamy wiele rodzin z dziećmi oraz osoby w podeszłym wieku. Po około godzinnym marszu wychodzimy z lasu na dużą polanę, na której usytuowana jest Chata na Gruni. Robimy sobie krótki przystanek w schronisku napawając się widokami. Szybki rzut oka na mapę i znów jesteśmy na szlaku.

Już od samego początku nachylenie stoku jest duże i z minuty na minutę jakby rośnie. Omijamy z prawej strony mini lasek i kierujemy się już prosto w górę. Podejście dodatkowo utrudnia podłoże, którym jest osuwająca się ziemia. Na każde 3 kroki w górę, zjeżdżamy 1 krok w dół. Droga jest ciężka i żmudna. Słońce praży od góry, a wiatru brak. Ostatecznie dochodzimy do niewielkiego lasku. Nie wchodzimy bezpośrednio do niego, lecz idziemy jego skrajem. Jest to odcinek mocno zacieniony, a ziemia ustępuje miejsca wilgotnej glinie, która dodatkowo utrudnia i tak już wymagającą wspinaczkę.

Po dłuższej chwili wychodzimy na otwartą przestrzeń, gdzie znajduje się skrzyżowanie szlaków. Jak się okazało, do Stoha, który w całej okazałości stoi przed nami, jeszcze spory kawałek drogi, ale co gorsza – połowę wysokości jaką nabraliśmy, musimy teraz zejść. Bez zbędnej zwłoki ruszamy dalej w kierunku szczytu, tym razem szlakiem czerwonym. Schodząc trzeba uważnie patrzeć pod nogi, gdyż oczy odruchowo wędrują do góry, by oglądać skalistego, majestatycznego Rozsypańca i stojącego po jego prawej masywnego Stoha.

Będąc już u podnóża góry, wkraczamy do lasu, który skutecznie trzyma wilgoć i ponownie musimy wspinać się po mokrej glinie, tym razem jeszcze gorszej niż na pierwszym podejściu. Nachylenie terenu jest podobne do tego, co zastaliśmy na pierwszym stoku.

Po około 20 minutach zmagania się ze śliską gliną i stromym podejściem, wychodzimy z lasu i otwiera się przed nami widok na szczyt. I tak jak w lesie była zupełna cisza, tak teraz wiatr nas nie oszczędza. Poczucie dyskomfortu potęgują szybko zbliżające się duże i ciemne chmury. Stromizna z każdą minutą odpuszcza albo to my dostaliśmy dodatkowego przypływu energii. Przyspieszamy kroku, żeby jak najszybciej znaleźć się na szczycie. I ostatecznie się na nim znajdujemy. Stoh zdobyty.

Jednak zegarek i zachodzące słońce dają nam do zrozumienia, że nici z dłuższego odpoczynku. Kilka szybkich zdjęć, kilka łyków wody i po dosłownie dwóch minutach na szczycie, musimy go opuścić. A szkoda, gdyż panorama roztaczająca się na okoliczne, ale też i dalej położone szczyty zapiera dech w piersi. Wisienką na torcie jest Wielki Rozsypaniec, który jest stąd doskonale wyeksponowany.

Schodzimy tą samą trasą co weszliśmy. Na początku schodzi się łatwo, ale po wejściu w lasek, glina nadal utrudnia poruszanie się. Po wyjściu z niego w oddali widzimy schronisko, w którym spędzimy najbliższą noc, lecz najpierw musimy ponownie nabrać wysokości, by znów dotrzeć do skrzyżowania szlaków.

Idąc, co chwila oglądamy się przez ramię, żeby ponownie spojrzeć na Stoha i jego sąsiada – Wielkiego Rozsypańca, które teraz są skąpane w promieniach zachodzącego słońca. Mając przed sobą gęste i ciemne chmury, docieramy do skrzyżowania szlaku czerwonego z żółtym. Widzimy stąd Chatę na Gruni, od której dzieli nas 500m różnicy wysokości. W międzyczasie pojawiła się delikatna mżawka, przez którą schodzenie po tak stromym stoku, staje się cięższe. Każdy krok musimy ostrożnie planować by nie zjechać na wilgotnej glinie, a po wyjściu z lasku, by nie poślizgnąć się na mokrej już trawie. Do schroniska docieramy w samą porę, gdyż 10 minut później na zewnątrz jest już szaro.

Samo schronisko jest świetnym miejscem wypadowym na pobliskie szczyty takie jak Wielki Rozsypaniec, Stoh, Chleb czy Wielki Krywań. Obiekt zapewnia 11 pokoi, w tym 2, 4 i 6-cio osobowe. W pokojach znajdziemy też umywalkę, która ułatwia poranną toaletę oraz elektryczne grzejniki, które mogą przydać się w chłodniejsze noce. Do dyspozycji mamy również ogólnodostępną toaletę oraz prysznic z letnią wodą. W cenie zakwaterowania jest również śniadanie. Było to pierwsze schronisko, w którym spędziliśmy noc, a panująca atmosfera i bliskość gór sprawiła, że od razu zakochaliśmy się w tego typu atrakcji.

Kącik praktyka:

 

  • We Vratnej znajduje się duży parking, na którym raczej nie powinno zabraknąć miejsca. Parking jest płatny.
  • Koszt noclegu w Chacie na Gruni to 20€ za noc ze śniadaniem i 26€ za noc ze śniadaniem i obiadokolacją. Chcąc skorzystać z noclegu, polecamy zawczasu zarezerwować go telefonicznie lub na stronie schroniska.
  • W Chacie na Gruni można płacić kartą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *